Dzisiaj poruszę temat jak rzeka w biznesie ślubnym jakim jest odwieczny konflikt Kamerzysta vs Fotograf. Wertując Facebooka natknąłem się na ciekawy filmik apropo pracy pewnego fotoreportera ślubnego. I nie jest ważne gdzie to było czy w Stanach czy w Japonii, bo nasz rodzimy rynek PL częstokroć obfituje w dantejskie sceny batalistyczne o najlepsze ujęcia ślubne. Zobaczcie kochani jak można koncertowo popsuć pracę kamerzyście a tym samym sobie pamiątkę ślubną, kiedy wybiera się fotoamatora na to ważne wydarzenie w Waszym życiu (link na dole posta).
Amator bowiem w większości przypadków zapomina o najważniejszych zasadach w fotografii ślubnej : ” Nie jesteś sam”, „Miej oczy dookoła głowy”, „Nie rzucaj się w oczy”, „Szanuj pracę innych”. Te zasady poszanowania również dotyczą kamerzystów/operatorów, na moje szczęście trafiłem w bardzo niewielu przypadkach na snobistycznych reżyserów przez wielkie „R”, którzy zapominają o co tutaj właściwie chodzi. Ze swojej strony życzę wielu sukcesów ba! nawet Oscara życzę za superprodukcje:)
Zdaję sobie sprawę jako fotograf, że kamerzysta prowadzi tzw. ciągłość materiału dlatego szalenie ważnym jest aby nie miał przed obiektywem nieproszonych gości tj: plecy fotografa, nie daj Boże zadek;P ale na Boga kręcenie sceny zakładania obrączek aparatem fotograficznym dokładnie metr od Pary Młodej?? toż to jest już przesada…Minęły czasy, że kamerzysta gra pierwsze skrzypce i jest głównodowodzącym- od tego są Wodzireje! Słyszy się różne opowieści, że fotograf z plecakiem na pierwszym planie filmu niczym przewodnik górski prowadzi młodych od ołtarza, że kamerzysta sprzedaje soczystego kopa fotografowi w tyłek po 10 próbie wtargnięcia przed kamerę… są i tacy ale pamiętajmy zawsze, że jesteśmy profesjonalistami więc zachowujmy się jak oni, czego sobie jak i innym branżowiczom życzę.